Granie trudne do zdobycia kojarzy mi się z grą w berka – jesteś “tym” i cały czas spędzasz na placu zabaw biegając za ludźmi, którzy przed tobą uciekają. To była jedna z tych gier, które wywołały we mnie niepokój. Dlaczego miałbym konsekwentnie ścigać osobę, która nie chciała być przy mnie?
Cóż, odpowiedzią numer jeden jest pewność siebie. W szkole podstawowej większość dzieci ma pewność siebie tostera. Dlatego poddajemy się tym samooceniającym się grom, aby stać się częścią czegoś. Prawdziwe pytanie brzmi: dlaczego kontynuujemy te gry, kiedy jesteśmy samolubnymi dorosłymi z pracą, samochodami, wykształceniem wyższym i przyzwoitym miejscem do życia?
Jak na mężczyznę (chociaż nim nie jestem), zakładam, że to dreszczyk pościgu sprawia, że grasz ostro z kobietą, z którą właśnie zacząłeś się spotykać. Do pewnego stopnia to rozumiem. Nie poszedłbym na rozmowę kwalifikacyjną, nie rzuciłbym się na biurko faceta z działu zasobów ludzkich i nie wyznawał mojej dozgonnej miłości do firmy X. Zagrałbym to fajnie, zachowywał się tak, jakby firma była szczęśliwa mając mnie, a potem zrobiłby szalony wstrętny taniec zwycięstwa, gdy oferta pracy przyszła do mnie.
Randki są bardzo podobne do rozmowy o pracę. To znaczy bądźmy szczerzy, kobieta nie chce faceta, który totalnie rzuca się na nią na pierwszej randce. Chcemy rycerza w lśniącej zbroi – faceta, który jest fajny, spokojny i opanowany, który ma opcje, rozważył te opcje i ostatecznie zdecydował się być z twoimi.
Właśnie tak kobiety chcą, żebyś grał ciężko. Nie bądź złośliwy, nie oddzwaniaj przez tydzień, nie zmuszaj jej do płaczu ani nie zjedz kwarty lodów. Po prostu rzuć jej kilka podkręconych piłek i spraw, by poczuła się, jakby na to zasłużyła.